Ta proza uzależnia. "Święto ognia"


Czekałam na tę książkę kilka miesięcy, zamówiłam ją w ofercie przedsprzedaży i przeczytałam jednego popołudnia.


Czekam na kolejną.

Obiecałam sobie, że będę dawkowała te emocje, powoli odkrywała kolejne uczucia, poznawała bohaterów. Nie udało się. Zachłannie chciałam pędzić dalej, odkryć więcej i szybciej dowiedzieć się jakie będzie zakończenie.

„Święto ognia”, jak każda książka autora, zostawiło we mnie pustkę i płomyk nadziei. To historia o patrzeniu, dogłębnym i dokładnym, po czym zastanawiam się od razu co by zobaczyła Nasta patrząc na mnie? Czy ujrzałaby mój pęd, chociaż staram się nie pędzić, celebrując każdą chwilę. Czy łaknęłaby mojej uwagi, chociaż staram się nawiązywać kontakt wzrokowy z każdym patrzącym na mnie człowiekiem i okazać mu minimum zainteresowania. Czy to wystarczy? Jak oceniłaby moje zaangażowanie, skoro sama potrzebowała zupełnie innych wartości od życia?

Przybliżę zarys fabuły cytatem: "bardzo potrafię patrzeć, a patrzenie nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać, no ale to wiedzą tylko ci, co patrzą bardzo długo i bardzo uważnie".

Lektura zostawiła we mnie zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi, ale to jest fenomen Małeckości, uwielbienie dla prostego stylu autora, zatapianie się w prozie życia, jasnej, przejrzystej, dobrze znanej każdemu z czytelników. Jakub Małecki zmusza mnie do myślenia o wartościach podstawowych, nakłania do refleksji w życiu codziennym. Zastanawiam się nad tym, czy ja organizuję sobie święto ognia, żeby zrekompensować niezrealizowane marzenia, jeszcze tego nie wiem, usiądę i pomyślę.

"Święto ognia"

Jakub Małecki

Wydawnictwo SQN

Popularne posty z tego bloga

Idealna gra na jesienne wieczory! Fighting Fantasy

Jak pokochać komedie kryminalne? "Niedaleko pada trup od denata" Iwona Banach

Najlepsze książki z 2020 roku!