Książka, której nigdy nie przeczytasz.


 

Z książką jest jak z niemowlakiem. Trzymam go przy sobie ciasno owiniętego, ma rożek i kocyk, zapięłam mocno rzepy. Zamknęłam okna, szczelnie i duszno. Chodzę na palcach, odbiorniki są wyłączone. Cicho mówię, cicho oddycham. Nie kaszlę, nie kicham, wszystko powstrzymałam. Ma być bezpiecznie, gdy niemowlak rośnie, tu jest wszystko czego mu potrzeba. Gdy pewnego dnia drzwi otworzą się z hukiem, te małe istnienie się skończy, a ja skończę się razem z nim.

Czytałam blurb tej książki z przymrużeniem oka, lekko się uśmiechałam na widok tak pochlebnych rekomendacji, wyglądało koślawo, mało realnie.

Veni, vidi, vici. Przeczytałam i mogę się wreszcie wypowiedzieć na ten temat. Prosta historia opowiedziana z perspektywy czterech bohaterów. Rodzice trzymają prawie trzydziestoletniego syna pod kloszem i są zdziwieni, że nie radzi sobie z rzeczywistością.

Teraz wypadałoby napisać kilka mądrze skrojonych zdań, na temat moich wrażeń, ale to najtrudniejsze zadanie.

Zenon jest bohaterem wielowarstwowym i pełnym sprzeczności. Za wszelką cenę pragnie zrobić życie po swojemu, ale wygodnie mości naćpany tyłek koło mamy. Nie było chwili, w której mogłabym z nim współodczuwać wszystkie krzywdy. Mam dużą awersję do bananowych dzieci, bo sama takim dzieckiem nie byłam. O moich rodzicach nikt nie powie, że byli nadopiekuńczy, co to, to nie. Więc, jak u każdego, kto musi radzić sobie sam, budzi się u mnie duże poczucie niesprawiedliwości. Autor przedstawia chłopaka, który powinien być już facetem, ale jeszcze nie dorósł, ma wszystko podane jak na tacy, wystarczy, żeby dał od siebie minimalny wysiłek, zachował trzeźwość umysłu i wyciągnął rękę po lepszy los. Nie! Zenon się wypina wdzięcznie i woli wciągnąć kolejną kreskę.

Nie lubię Zenona, nie lubię jego rodziców, nie lubię ogrodnika, nie lubię nawet szofera, ale tę książkę uwielbiam. Jest tak nieoczywista, poetycko piękna, wszystko w niej staje się snem na jawie, a może to już rzeczywistość? Dużo tajemnic, ogrom żalu, tyle negatywnych emocji na zaledwie stu sześćdziesięciu czterech stronach to prawdziwy majstersztyk.

Pozostaje mi ukłonić się z pokorą, książkę odłożyć na półkę utrzymującą ciężar najlepszych dzieł pośród mojej kolekcji i krzyczeć głośno:

Czytaj „książkę, której nigdy nie przeczytasz”!


"Książka, której nigdy nie przeczytasz"

Wiktor Orzeł

Wydawnictwo Papierowy Motyl

Popularne posty z tego bloga

Idealna gra na jesienne wieczory! Fighting Fantasy

Jak pokochać komedie kryminalne? "Niedaleko pada trup od denata" Iwona Banach

Najlepsze książki z 2020 roku!